To słowo zrobiło ostatnimi czasy
niesamowitą karierę na całym świecie. Oznaczać ma przytulność,
radość z małych chwil i szczęść, autentyczne życie na własnych
zasadach, odcięcie się od szybkiego tempa typowego dla dużych
miast i życia tzw. ludzi sukcesu. Kto by pomyślał, że jak na
ironię jest to jednocześnie najbardziej drewniane i twarde w
wymowie słowo, jakie kiedykolwiek słyszałam? A jednak tak właśnie
jest.
Książek o hygge jest co najmniej
kilka. Nie wiem, czy jest sens wszystkie czytać. Ja przeczytałam
dwie. Te, które ukazały się w Polsce jako pierwsze. Resztę tylko
przejrzałam w księgarni i odłożyłam na półkę z mocnym
przekonaniem, że hygge wolę praktykować zamiast znowu o nim
czytać. I poszłam go szukać. W ogrodzie, drewnianej altance, wśród
wiosennych drzew i kwiatów. Z dużym kubkiem gorącej herbaty. W
obszernym, dzierganym swetrze.
Hygge to styl życia i nie może nie
mieć wpływu również i na styl ubierania się. Lubię czuć się
hygge. Lubię ubrać się na luzie. Ale nie lubię wyglądać
niechlujnie. W tym wszystkim jeszcze liczą się dla mnie kobiecość,
szczypta elegancji, odrobina prostoty. I oczywiście kolory. Miękkie,
delikatne, optymistyczne.
Całą stylizację w duchu hygge
znajdziecie na blogu niebieska-sukienka.pl w cyklu „Fragmenty
Ubrane”: Fragmenty Ubrane, Hygge. Zapraszam :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz